Solidnie płakałam za jednym mężczyzną mojego życia, solidnie. I było to o jeden raz za dużo... wszystkie szlochy były niczym. Każdego kolejnego zapijałam. I czyniłam - niezapomnianym weekendem ze swojego młodzieńczego życia.
Po Kruczoczarnym wzniosłam szklankę w górę i brzdęk chropowatego szkła oznajmił czas przemijania jego krótkometrażowej egzystencji w kajecie moich istnień. Był i się zmył - to najbardziej słuszne stwierdzenie, na jakie mogę sobie pozwolić.
Dał mi trzy orgazmy w ciągu jednej nocy.
Nic więcej.
Więc kiedy dzisiaj kolejny raz próbował zamanifestować swoje "ja", którego de facto nie posiadał... był sumą starań własnych rodziców i tym, co wyszukał w katalogach modowych - bo przecież, powiedzmy sobie szczerze - to właśnie na wizerunek ugięły się... moje kolana. To przy tym manifeście, który nie porwał narodów ani mojego serca - kazałam mu, wracać do stolicy.
Bananowy chłopiec. Bananowy song.
-Spieszmy się kochać prąd w urządzeniach mobilnych. Tak szybko się kończy.
-Znam też inne rzeczy, które szybko się kończą - na przykład - męska godność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz