piątek, 14 marca 2014

Solidnie płakałam za jednym mężczyzną mojego życia, solidnie. I było to o jeden raz za dużo... wszystkie szlochy były niczym. Każdego kolejnego zapijałam. I czyniłam - niezapomnianym weekendem ze swojego młodzieńczego życia.

Po Kruczoczarnym wzniosłam szklankę w górę i brzdęk chropowatego szkła oznajmił czas przemijania jego krótkometrażowej egzystencji w kajecie moich istnień. Był i się zmył - to najbardziej słuszne stwierdzenie, na jakie mogę sobie pozwolić.

Dał mi trzy orgazmy w ciągu jednej nocy.

Nic więcej.


Więc kiedy dzisiaj kolejny raz próbował zamanifestować swoje "ja", którego de facto nie posiadał... był sumą starań własnych rodziców i tym, co wyszukał w katalogach modowych - bo przecież, powiedzmy sobie szczerze - to właśnie na wizerunek ugięły się... moje kolana. To przy tym manifeście, który nie porwał narodów ani mojego serca - kazałam mu, wracać do stolicy.


Bananowy chłopiec. Bananowy song.


-Spieszmy się kochać prąd w urządzeniach mobilnych. Tak szybko się kończy.
-Znam też inne rzeczy, które szybko się kończą - na przykład - męska godność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz